"Carl dzielił czytelników na zające, żółwie i ryby. On sam był rybą i płynął przez książkowy świat a to dostojnie, a to znów szybko. Zające szły przez książkę jak burza i od razu zapominały, co czytały kilka stron wcześniej. Dlatego co i raz musiały się cofać, żeby to sprawdzić. Żółwie też to robiły, bo czytały tak wolno, że czasami mijały całe miesiące, zanim dotarły do końca książki. Co wieczór tylko jedna strona, potem zasypiały. Zdarzało się też, że następnego wieczoru czytały ją jeszcze raz, bo nie były pewne, w którym miejscu skończyły. Do tego każde z tych zwierząt zamieniało się czasem w ciekawskie czajki, które skakały na koniec, czytały najpierw finał, a potem cała resztę. [...]
Niemniej bez względu na to, jakim kto był zwierzęciem, ten moment, w którym otwierało się nową książkę, zawsze był wyjątkowy."
[Carsten Henn - "Spacerujący z książkami". Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2022, s. 145; tytuł oryginalny: "Der Buchspazierer", tłumaczenie Danuty Fryzowskiej]
Zastanowiłam się, jak to jest ze mną. Najczęściej jestem rybą, ale zdarza mi się bywać zającem. O ile dobrze pamiętam, jeden raz byłam czajką, ale ta próba skończyła się fatalnie, bo już potem czytanie nie za bardzo mi szło i książkę odłożyłam (a nie był to kryminał).

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz