11 marca 2025

Literatura i... mural. Zbigniew Herbert

Zbigniew Herbert - Nigdy o tobie

Mural powstał w styczniu 2015 roku i znajduje się na ścianie kamienicy stojącej u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Kościelnej.

Zdjęcie zrobiłam 15 grudnia 2018.

Literatura i... muzyka. Jón Kalman Stefánsson - Niebo i piekło



"Prawie codziennie gra na organach. Bacha, Chopina, Mozarta, ale także improwizuje o tęsknocie i poczuciu winy. Ta muzyka jest niepodobna do niczego innego. Jest deszczem, który spada na pustynię, blaskiem słońca, które rozświetla serce, i nocą, która nas pociesza. Muzyka łączy ludzi i dlatego też Snorri nie zawsze jest samotny. Nie jest samotny, gdy naciska pedały organów, gdy przesuwa smyczkiem po strunach starych skrzypiec, których najwyższe tony są tak czyste i ostre, że mogłyby przeciąć ludzkie serce."

Jón Kalman Stefánsson - Niebo i piekło. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s. 82-83; przekład Przemysława Czarneckiego

Literatura i... książka w książce. Adeline Yen Mah - Chiński Kopciuszek

 Dzisiaj czytelnicze spotkanie dwóch bardzo różnych światów: w autobiograficznej opowieści Adeline Yen Mah, "Chiński Kopciuszek" jest wzruszający opis tego, jak wielkie znaczenie dla chińskiej dziewczynki, zaniedbywanej i upokarzanej przez rodzinę i całe otoczenie tylko dlatego, że urodziła się dziewczynką, miało przeczytanie o smutnych losach dzielnej Sary, bohaterki "Małej księżniczki" Frances Hodgson-Burnett: 


"Właśnie wtedy Wu Chun-mei pożyczyła mi książkę pod tytułem „Mała księżniczka”, przetłumaczoną na chiński z angielskiego. Powiedziała, że to jedna z jej ulubionych powieści i że została napisana przez angielską autorkę Frances Hodgson Burnett. Ta opowieść o siedmioletniej osieroconej Sarze Crew, która życie zaczęła jako dziedziczka, a w ciągu jednej nocy stała się posługaczką bez grosza, ale w końcu odmieniła swój los dzięki własnym wysiłkom, porwała moją wyobraźnię jak żadna inna książka dotąd. Czytałam ją ciągle od początku, cierpiałam wraz z upokorzoną Sarą, płakałam nad jej rozpaczą, żałowałam utraty ojca i rozkoszowałam się końcowym tryumfem. Zatrzymałam ją na tak długo, że w końcu Wu Chun-mei zniecierpliwiła się i zażądała zwrotu. Pochodząc z bezpiecznego, szczęśliwego domu, Wu Chun-mei nie mogła pojąć, jakie wrażenie wywarła na mnie ta książka i jaką przyniosła mi nadzieję. Po raz pierwszy zrozumiałam, że dorośli mogą się mylić w swoich ocenach co do dziecka. Jeżeli będę się starać tak, jak Sara, żeby wewnętrznie stać się księżniczką, może także i ja będę potrafiła zmienić tę kiepską opinię, jaką wszyscy w domu mieli na mój temat.

Nie chcąc tracić z oczu tego dopiero co znalezionego skarbu, błagałam, żebym mogła ją zatrzymać jeszcze przez dwa tygodnie. Z wielkim nakładem sił i zawziętości przez ten błogosławiony czas przepisałam książkę słowo po słowie do zeszytów, a jej fragmentów nauczyłam się na pamięć. Spałam z zeszytami pod poduszką, aż manuskrypt w końcu całkiem się wystrzępił."


Adeline Yen Mah: "Chiński Kopciuszek : sekretna historia niechcianej córki". Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2004, 185 s. tłum. Joanna Orska.

Zdjęcie okładki "Chińskiego Kopciuszka" pochodzi ze strony poczytaj.pl, a "Małej księżniczki" ze strony Wydawnictwa SARA.

Literatura i.... pasja czytania. Maria Pruszkowska - Przyślę Panu list i klucz

 

Okładka
Ja wiem, że ta książka już tu, na blogu, się pojawiła, ale tak właściwie, to z niej samej mogłabym zrealizować zakładaną ilość publikacji w miesiącu.  "Przyślę panu list i klucz" Marii Pruszkowskiej jest moją pierwszą książką o książkach. I do dzisiaj jedną z ulubionych.

Rodzina całkiem przeciętna, na pierwszy rzut oka, ale jaka nieprzeciętna. Wszyscy czytają, całymi dniami, a i niejedną noc spędzili na czytaniu. A mimo to powieść Pruszkowskiej wcale nie jest nudna. Praktycznie mogłabym niemal całą książkę tu przepisać i każde słowo by było na temat - czytania, książek, bohaterów literackich. Postanowiłam jednak ograniczyć ilość fragmentów do trzech. Wybór dwóch z nich był z góry przesądzony, ale jak z pozostałych wybrać ten trzeci? Nie było łatwo... :-)

Okładka
Jakoś do ostatniej chwili nic mogłam się zdecydować, co zabrać, i ciągle to wyjmowałam książki z szafki, to wkładałam, to znów wyjmowałam inne. I w tym momencie wpadłam na dobry pomysł, żeby pożyczyć Trędowatą od Stefy. Była to jej jedyna książka poza książeczką do nabożeństwa. [...] 
Toteż natychmiast gdy pociąg ruszył i zniknął mi z oczu Ojciec powiewający wielką płachtą chustki do nosa — pożegnania na peronach lubił odgrywać ostentacyjnie — zabrałam się do czytania. W przedziale jechał jakiś ksiądz, pani z dziewczynką w moim wieku i jeszcze parę osób. Zresztą szybko cały przedział i pociąg, i podróż, i wszystko, co się mnie tyczyło, znikło mi sprzed oczu wobec czarownej historii Stefci Rudeckiej, która zaczęła się przede mną rozgrywać na kartach czytanej książki.[...] 
Z wypiekami na twarzy gnałam przez książkę bez tchu z jedną myślą: co dalej? zapominając zupełnie o paczce z prowiantem uszykowanej przez Stefcię na drogę. 
Z początku przeszkadzali mi moi towarzysze podróży. Ksiądz parę razy przerwał mi czytanie trapiąc się rychłą utratą mego wzroku. A ta pani, która, jak widziałam w Warszawie, mizdrzyła się do Ojca, usiłowała teraz nawiązać ze mną rozmowę i zaznajomić ze swoją córką, żeby nam się droga do Zakopanego nie dłużyła. 
Nie dłużyła!!! 
Odburkiwałam coś nieprzytomnie. Zrażeni więc moją nieuprzejmością, współtowarzysze podróży przestali się mną interesować. 
Nie czułam głodu, nie czułam, że ścierpłam, siedząc ciągle w jednej pozycji. Nie czułam też wstydu, gdy zorientowałam się, że w moim sercu nie ma już miejsca ani dla Nienaskiego, ani dla Przełęckiego i że całe moje serce oddane jest Waldemarowi ordynatowi Michorowskiemu. [...] 
W tym miejscu okazało się, że pociąg wjechał w góry, więc wszyscy zaczęli się miotać przy oknach i podziwiać tak zwane „widoki”. I znów zaczęli mnie zaczepiać, żebym podziwiała razem z nimi. Odburknęłam, że tą drogą jeżdżę dwa razy w tygodniu i znam każdy krzak. No bo jeśli dwanaście lat przeżyłam bez widoku gór, to mogę przeżyć jeszcze dwie godziny, a od tej książki nie oderwie mnie żadna siła. Toteż przesiadłam się w drugi kąt przedziału oddając im okno. [...] 
Stefcia Rudecka umarła! 
Oparłam głowę o książkę i zalałam się tak rozpaczliwymi łzami, że całe towarzystwo odskoczyło od okna i rzuciło się do mnie usiłując się dowiedzieć, dlaczego płaczę. A przecież nie mogłam z nimi rozmawiać o tak subtelnych sprawach. Ukryłam więc głowę w czyjś płaszcz wiszący koło mnie i łkałam. Ksiądz zaczął szeptać do tej pani z dziewczynką, iż przewidywał, że z tym dziwnym dzieckiem będą w drodze kłopoty. 
Nareszcie pociąg zwolnił i stanął. Było to już Zakopane. Jak nieprzytomna włożyłam płaszcz i beret, wzięłam walizkę, ktoś wepchnął mi w drugą rękę paczkę z nieruszonym prowiantem na drogę. 
Matka na widok mojej zapuchniętej z płaczu twarzy przeraziła się ogromnie i, jak to czynią wszystkie matki na świecie, chwyciła mnie w ramiona, toteż rozszlochałam się jeszcze bardziej. Ponieważ na żadne z jej przerażonych pytań nie mogłam odpowiedzieć, Matka wepchnęła mnie do bufetu stacyjnego. Naokoło nas rozstępowali się ludzie z bardzo współczującymi twarzami. W bufecie Matka kazała mi wypić trochę wody sodowej i zaczęła się dopytywać: 
— Bój się Boga... — tak zaczynała zawsze, gdy była zdenerwowana. — Bój się Boga. Co się stało? 
— Stefcia umarła — odpowiedziałam dzwoniąc zębami o szklankę. 
[s. 45-47]


Zdjęcie
Wróciłyśmy o północku obładowane książkami. Od rana też rozłożyłyśmy się z warsztatem pracy na werandzie. Czytałyśmy głośno na zmianę z zegarkiem w ręku. Ta, która nie czytała, zapisywała wszelkie szczegóły i szczególiki, które po każdym rozdziale powtarzałyśmy sobie, wypytując się nawzajem. Poza tym szykowałyśmy łapanki na wujka, bo w programie turnieju zostało ustalone, że i my będziemy zadawały pytania. [...]
Dwa tygodnie obkuwałyśmy się, jakby do jakiegoś straszliwego egzaminu, przesiadując całe dnie na werandzie, obłożone książkami i notatkami. 
[s. 77-78]


Okładka
Są książki, które się czyta.
Są książki, które się pochłania.
Są książki, które pochłaniają czytającego.
Dla mnie właśnie Przeminęło z wiatrem było taką książką. 
Czytałam przez całą noc. Zaczęło się robić widno, gdy zasnęłam. Obudziłam się o dziesiątej. Nie było więc sensu iść o tak późnej porze do biura. Wobec tego zjadłam śniadanie i wróciłam do łóżka czytać dalej. Trapiła mnie co prawda myśl o sprzątaniu mieszkania, ale miałam przed sobą całe popołudnie. O godzinie piątej wypędził mnie z łóżka głód i miauczenie Ptolka. Nałożyłam więc na nocną koszulę prochowiec i wyskoczyłam do najbliższego sklepiku po kiełbasę, bułki i mleko.
Pokrzepiona na ciele, pokrzepiałam się na duchu myślą, że posprzątam w niedzielę rano.
Do której godziny w nocy czytałam, nie wiem, bo stanął nienakręcony zegarek. O której godzinie obudziłam się w niedzielę, też nie wiem, z tego samego powodu. Do jedzenia miałam w domu już tylko dwie tabliczki czekolady. Całe szczęście, że Ptolemeusz lubił czekoladę, tak samo jak ja. Postanowiłam więc spokojnie skończyć książkę, a zostało mi zaledwie około stu stron, i potem oddać się sprzątaniu i szykowaniu na dansing. Zbliżałam się już do końca tej fascynującej powieści, gdy ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Odruchowo, myślą tkwiąc cały czas w książce, podniosłam się i otworzyłam. 
Przed drzwiami stali Mizia z Połanieckim. Uśmiechnięci, weseli i wyelegantowani. 
[s. 113-114]


Maria Pruszkowska: "Przyślę panu list i klucz". Wydawnictwo Formicula, Kraków 2009.

Literatura i... dżungla. Luis Sepúlveda - O starym człowieku, co czytał romanse

 Dżungla amazońska jest piękna, ale groźna. Ktoś, kto jej nie zna i nie szanuje jej praw, nie ma szans na przetrwanie. Antonio José Bolívar nie jest tubylcem, ale dzięki Shuarom poznał tajniki życia w tym środowisku. Shuarowie akceptowali jego obecność wśród nich do chwili, gdy nieświadomie naruszył zasady odwiecznego rytuału z pogranicza życia i śmierci. W jaki sposób i jakie to miało skutki dla Starego można przeczytać w książce chilijskiego pisarza Luisa Sepúlvedy "O starym człowieku, co czytał romanse". Dlaczego akurat romanse? Dlaczego żyjący w wymagającym hartu i wytrwałości i niesprzyjającym lekturze otoczeniu mężczyzna czytał powieści, uznawane powszechnie za niemęskie? Czego w nich szukał? 

"Antonio José Bolívar nie mógł oderwać oczu od książki w rękach duchownego. Cierpliwie poczekał, aż ksiądz, zmorzony snem, wypuści ją z ręki.

Była to biografia świętego Franciszka. Zaczął ją przeglądać ukradkiem, z uczuciem, że popełnia czyn grzeszny.

Sylabizował z trudem i chcąc lepiej zrozumieć wszystko, co było tam napisane, począł odczytywać półgłosem rozszyfrowane słowa.

  Ksiądz obudził się i rozbawiony patrzył, jak Antonio José Bolívar siedzi z nosem w książce.

  - Ciekawe? - zapytał.

  - Przepraszam, eminencjo. Widziałem, że ksiądz śpi, więc nie chciałem przeszkadzać.

  - Ciekawi cię to? - powtórzył ksiądz.

  - Zdaje mi się, że tam jest dużo o zwierzętach - odpowiedział nieśmiało.

  - Święty Franciszek kochał zwierzęta. Wszystkie boskie stworzenia.

  - Ja też je kocham. Na swój sposób. Czy ksiądz zna świętego Franciszka?

  - Nie. Bóg pozbawił mnie tej przyjemności. Święty Franciszek zmarł bardzo dawno temu. To znaczy opuścił ziemski padół i teraz żyje wiecznie obok Stwórcy.

  - Skąd ksiądz to wie?

  - Bo już czytałem tę książkę. To jedna z moich ulubionych lektur.

  Duchowny wymawiał te słowa uroczyście, gładząc wytartą okładkę. Antonio José Bolívar patrzył na niego jak urzeczony i poczuł, że kiełkuje w nim zazdrość.

  - Przeczytał ksiądz dużo książek?

  - Sporo. Kiedyś, kiedy jeszcze byłem młody i oczy mi się tak nie męczyły, połykałem każdą książkę, jaka wpadła mi w ręce.

  - Czy wszystkie książki mówią o świętych?

  - Nie. Na świecie są miliony książek. We wszystkich językach i na wszystkie tematy, nawet na takie, które powinny być zakazane.

  Antonio José Bolívar nie zrozumiał, czego miał dotyczyć ten zakaz i wciąż stał ze wzrokiem wbitym w białe i pulchne ręce księdza na ciemnej okładce.

  - A o czym są inne książki?

  - Przecież mówię. O wszystkim. Są książki przygodowe, naukowe, historie sławnych ludzi, o technice, o miłości...

  Ten ostatni temat zainteresował go. [...]

  - Jakie są te książki o miłości?

  - Boję się, że na ten temat niewiele ci mogę powiedzieć. Czytałem tylko kilka.

  - Nie szkodzi. Jakie one są?

  - No więc mówią o historii dwojga ludzi, którzy się spotykają, kochają i walczą z przeciwnościami losu o swoje szczęście."

[s. 46-47]

Tak zaczęło się dla Antonia obcowanie z książkami, czytanymi mozolnie, ale z wielkim zaangażowaniem, bowiem "mówiły o miłości w tak pięknych słowach, że czasem pozwalały zapomnieć o ludzkim barbarzyństwie".

[s. 98]


Luis Sepúlveda: "O starym człowieku, co czytał romanse". Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2006, 99 s., tłum. Elżbieta Komarnicka


Literatura i... mural. Stanisław Barańczak - A tak niewiele brakowało

 Stanisław Barańczak - "A tak niewiele brakowało"

 


Mural autorstwa  Wojciecha Wołyńskiego znajduje się na ścianie Collegium Novum UAM, Alma Mater Poety, od strony ulicy Powstańców Wielkopolskich, i został odsłonięty 18 października 2016 roku.

Samolocik zawiera pierwszą część wiersza "A tak niewiele brakowało":

A tak niewiele brakowało: mogłem

po prostu wraz z innymi podnieść rękę,

po prostu wraz z innymi ją opuścić –

aby w tej samej chwili wrosła ciężkim

łokciem w zielone sukno prezydialnych stołów,

w skórę wyściełającą przepastne siedzenia

czarnych limuzyn, w polakierowane

pulpity mównic, w bankietową biel

obrusów[...]

Zdjęcie zrobiłam 25 września 2018